Śmieszne, bo polskie, czyli naprawdę dobre komedie, o których zapomnieliśmy. RANKING
Wielu miłośników kina pewnie zgodzi się z tezą, że wskazanie pięciu najlepszych i najzabawniejszych polskich komedii nakręconych w ostatnich kilkunastu latach, to zadanie piekielnie trudne. Przecież w tym czasie powstało zatrzęsienie tytułów, które zasługują na to, by znaleźć się w tak doborowym zestawieniu. Mimo oczywistych trudności warto jednak podjąć rękawicę i skompletować taki subiektywny „top”. Zabawa murowana. Zatem, do dzieła!
Zacznijmy od końca, czyli od miejsca piątego. Warto je zarezerwować dla „Bejbis”, najnowszej komedii Andrzeja Saramonowicza, która trafiła do polskich kin w ubiegłym roku. Jej bohaterami są Ada (w tej roli Marta Żmuda Trzebiatowska) i Mikołaj (Grzegorz Małecki), szczęśliwe małżeństwo z kilkunastoletnim stażem. Uprawiają seks częściej niż się kłócą, mają nad wiek rozgarniętą i czasami bezczelną piętnastoletnią córkę. Tę z trudem budowaną i utrzymywaną szczęśliwą konstrukcją poważnie zachwieje nowy członek rodziny. I od tej chwili zaczyna się jazda bez trzymanki.
Perypetie Ady i Mikołaja są nie tylko zabawne, ale i pouczające. W ich życiu, jak w lustrze, może się przejrzeć niejedna para w średnim wieku, na co dzień borykająca się z podobnymi problemami. To ogromny atut tej komedii. A i pośmiać się jest z czego. Gorzkiej refleksji o współczesności też nie brakuje. Zatem miejsce w zestawieniu w pełni zasłużone.
Niewolski opowiada o trzech gamoniach
Na czwartej pozycji ląduje „Job, czyli ostatnia szara komórka”, komedia wyreżyserowana w 2006 roku przez Konrada Niewolskiego. To historia trzech przyjaciół, których sam reżyser ochrzcił pieszczotliwie gamoniami. Adi (Tomasz Borkowski), Pele (Andrzej Andrzejewski) i Chemik (Borys Szyc) to typowi przedstawiciele pokolenia młodych ludzi wychowanych w miejskiej dżungli. Śledzenie ich perypetii to dla niektórych gorzka pigułka, a dla innych okazja, by wrócić pamięcią do własnego dzieciństwa i lat młodości. Pozwala się zdystansować do spraw, których i tak nie da się zmienić.
„Job, czyli ostatnia szara komórka” to komedia inne niż wszystkie. Świetnie się ją ogląda, jest doskonale zagrana. Momentami Niewolski brutalnie wyciąga widza z jego strefy komfortu i uderza w czułe punkty. Plus jest taki, że ten ból działa niezwykle oczyszczająco. I choć nie każdemu „Job…” przypadnie do gustu, to nieznajomość tej pozycji należy traktować w kategoriach niewybaczalnego błędu.
Odważne zestawienie sióstr Bohosiewicz
Z kolei w 2011 roku Łukasz Palkowski nakręcił „Wojnę żeńsko-męską“. To bezpruderyjna komedia w gwiazdorskiej obsadzie. Co ciekawe, w rolach głównych wystąpiły siostry Bohosiewicz. Sonia wcieliła się w Barbarę Patrycką, a Maja – Julkę, jej córkę! Oprócz nich w filmie można podziwiać kunszt aktorski Grażyny Szapołowskiej, Tomasza Kota, Wojciecha Mecwaldowskiego, czy Tomasza Karolaka. Taki dobór gwiazd to wystarczająca rekomendacja i gwarancja sukcesu.
„Wojna żeńsko-męska” to historia bezrobotnej dziennikarki, która walczy z nadwagą i brakami na koncie skuteczniej niż Bridget Jones. Choć o mężczyznach wie znacznie, znalezienie tego właściwego wymaga od niej nie lada wysiłku. Szczególnie, że jej dorosła córka nie tylko bezlitośnie ocenia jej poczynania, ale sama liczy na rady matki w miłosnych perypetiach.
Warto też wspomnieć, że ta historia chwyciła za serce tysiące Polek, które w sieci dzieliły się opiniami, że zawsze marzyły o tym, by mieć taką przyjaciółkę, jak główna bohaterka „Wojny żeńsko-męskiej”.
Podróż w czasie z Juliuszem Machulskim
W tym autorskim zestawieniu nie mogło też zabraknąć mistrza polskiej komedii, czyli Juliusza Machulskiego, twórcy kultowych „Vabank”, „Seksmisji”, „Kingsajza”, czy chociażby „Kilera”. Ten reżyser przez lata przyzwyczaił swoich wielbicieli do dzieł jedynych w swoim rodzaju. Nie do podrobienia przez innego twórcę.
Machulski lubi komentować polską rzeczywistość, a także zadawać pytania w stylu – „co by było, gdyby…“. W 2008 roku właśnie ten temat wziął na warsztat. „Ile waży koń trojański?” to komedia obyczajowa o teleportacji do PRL-u, miłości ponadczasowej i wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Główna bohaterka (w tej roli Ilona Ostrowska) marzy o podróży w czasie, dzięki której mogłaby zupełnie inaczej pokierować swoim życiem. Uniknęłaby przy okazji błędów, które popełniła. Jej marzenie realizuje się w sylwestra. 40-latka budzi się w 1984 roku.
“Ile waży koń trojański?” to komedia zabawna i mądra, która pozwala na refleksję i sentymentalną podróż do czasów, które niektórzy z nas pamiętają z autopsji. Daje możliwość ponownego przeanalizowania własnych wyborów. Nie tylko tych miłosnych. To komedia, do której chce się nie raz wracać.
Wampiryczna rodzinka z Mazur
Na pierwszym miejscu bezkonkurencyjna „Kołysanka” (2010). Warto podkreślić, że w każdym aspekcie to najoryginalniejsze i najodważniejsze z filmowych dzieci Machulskiego. Tu poczucie humoru zajmuje ważne miejsce, ale wymaga od widza wyjścia poza ramy gatunku. Tu humor łączy się z elementami grozy i niesamowitością. To niekonwencjonalna czarna komedia, której ze świecą szukać w polskiej filmografii.
W „Kołysance” wybitny reżyser opowiada historię o malowniczej miejscowości na Mazurach, w której od pewnego czasu giną w tajemniczych okolicznościach kolejni mieszkańcy. Atmosfera gęstnieje ze sceny na scenę, zwłaszcza, że śledztwo nie przynosi żadnych efektów. Tropy wiodą do domu Makarewiczów, do rodziny, która budzi strach już na pierwszy rzut oka.
Juliusz Machulski stworzył arcydzieło, które do dziś bawi, a lata temu zbierało wyłącznie pochwały widzów i hurraoptymistyczne recenzje krytyków. Wybitny reżyser przeszedł samego siebie i bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę. Nie tylko sobie, ale również i innym polskim twórcom.
Dystrybutorem wszystkich filmów jest Monolith Films.